InformacjeKwartalnik Informacyjny 03/2020Wywiady

„Taaaka ryba” Zapraszamy do rozmowy z Andrzejem Kailem Przewodniczącym Rady Powiatu Gorzowskiego, zapalonym pasjonatem wędkarstwa

Jak zaczęła się Pana przygoda z wędkarstwem? Od kiedy Pan łowi?
Byłem małym chłopcem, jak ojciec zabrał mnie na ryby. Miałem chyba pięć może sześć lat. Pamiętam, mieszkaliśmy wtedy nad Nysą Łużycką. Ryby łowiliśmy poniżej elektrowni wodnej. Tam rzeka przypomina raczej szeroki strumień. Tato łowił brzany, okonie i leszcze, ja walczyłem z kiełbiami. Krótki patyk bambusowy z kawałkiem żyłki i robakiem na haczyku sprawił, że połknąłem bakcyla wędkarstwa.
Jaką metodę wędkowania Pan preferuje (spinning, trolling, vertical itp.) Czy to prawda, że ryby biorą najlepiej w nocy?
Jestem raczej uniwersalnym wędkarzem. Wybór metody zależy w dużej mierze od pory roku i towarzystwa w jakim jadę na ryby. Każdy wie, że do maja nie wolno spinningować, trolling zaczyna się w lipcu. Zębacze można z zasady łowić pomiędzy majem, a grudniem. Łowienie gatunków drapieżnych jak sumy, szczupaki, sandacze, okonie, czy rapy daje duży wyrzut adrenaliny do krwioobiegu. Człowiek nigdy nie wie, kiedy nastąpi branie. A jak już jest, zaczyna się wspaniała zabawa. Dzisiaj ryby są „mądre” i pojedynki z nimi bardzo często wyrównane. Co do łowienia w nocy nie jestem zbyt wielkim fanem tej pory dnia. Lubię widzieć, co się wokół mnie dzieje, a i woda nie należy do najbezpieczniejszych żywiołów otaczających człowieka. „Nocki” są jednak czasami wspaniałymi męskimi wyprawami…
Jakie łowiska w Powiecie Gorzowskim lubi Pan najbardziej odwiedzać?
Powiat Gorzowski ma mnóstwo wody. Z żalem stwierdzam, że jest ona często niedostępna dla wędkarzy. Przepiękne jeziora znajdują się w lasach. Brak jest infrastruktury turystycznej, slipów, kładek, pomostów, dróg dojazdowych. Jazda samochodem po lesie, szczególnie w okresie suszy, jest niebezpieczna i bardzo droga. Mam wrażenie, że tylko nieliczne samorządy dbają o swoje jeziora udostępniając je wędkarzom. Podobają mi się akweny wokół Kłodawy, Witnicy, Santoka. Uwielbiam Wartę na całej jej „powiatowej” długości. Zapraszam wszystkich wędkarzy do Kostrzyna nad Odrą. Pomimo braku infrastruktury rzecznej, warto jest przyjechać, znaleźć kawałek wolnego miejsca nad rzeką i łowić naprawdę dorodne sztuki.
Jaką największa rybę Pan złowił i gdzie? A czy jakiejś nie udało się jednak po długiej walce złowić?
Największy był sum ponad 7 kg złowiony na rzece Warcie w Kostrzynie. Był też szczupak, co miał 97 cm i okoń 52 cm i prawie 2 kg. Złowiłem tak sandacza, który mierzył 80 cm i miał 4 kg i wiele karpi po 8 kg. Największe ryby jednak zawsze zostają w wodzie.
Co by Pan radził osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z wędkarstwem?
Nie zniechęcać się. Pokochać przyrodę i przygodę. Wędkarstwo to sport, wyzwanie, rywalizacja, relaks, sposób na chandrę. Jak każde hobby wędkarstwo również kształtuje człowieka. Kto potrafi obcować z naturą, ten potrafi żyć z ludźmi, a dzisiaj to bardzo ważna i rzadko spotykana umiejętność, szczególnie w polityce.
Coś, co spędza Panu sen z powiek?
Jest jedna rzecz, która spędza mi sen z powiek, gdy myślę o wędkarstwie. Nie są to jednak wspaniałe brania i wielkie sztuki, które gdzieś tam pływają i czekają na moją przynętę. Sen z powiek spędzają mi ludzie, którzy okropnie śmiecą. Brzegi naszych rzek i jezior są tak zanieczyszczone odpadkami po pseudo wędkarzach, że czasami niebezpiecznie jest się wybrać na ryby. Samorządy traktują akweny wodne jako wydzielone, nienależące do miasta rewiry, gdzie nie potrzeba śmietników i wyznaczonych miejsc do wyrzucania odpadów, tak, jak np. w parkach narodowych jest to zorganizowane. Pseudo wędkarze natomiast mają wystarczająco dużo siły, żeby nad wodę zatargać dwadzieścia pełnych butelek piwa, ale brak im już siły, żeby do domu zabrać puste szkło. Ci ludzie nigdy nie powinni otrzymać karty wędkarskiej.