KalendariumKwartalnik Informacyjny 04/2020

Nie każdy bohater nosi pelerynę… Wywiad z Marcinem Michną

Co 27 sekund ktoś na świecie dowiaduje się, że ma białaczkę, czyli nowotwór krwi. Zachorować może każdy – bez względu na wiek. Coraz częściej tę diagnozę słyszą rodzice chorych dzieci. Często jedyną ich szansą na przeżycie jest przeszczep szpiku kostnego.
Marcin Michna to cichy bohater, nieszukający atencji i poklasku. Mieszkaniec Kostrzyna nad Odrą, absolwent Zespołu Szkół w Kostrzynie nad Odrą, dawca szpiku.

Zarejestrowałeś się do bazy dawców szpiku dzień po swoich 18 urodzinach. Nastolatek wykazał się tak piękną inicjatywą, ale co właściwie Cię do tego skłoniło?
Moi rodzice zarejestrowali się kilka lat wcześniej i właściwie to oni popchnęli mnie do działania. Chciałem zarejestrować się w bazie dawców już od dłuższego czasu, ale żeby to zrobić, trzeba mieć ukończone 18 lat. Nie miałem wówczas świadomości, że naprawdę będę mógł komuś pomóc i nie spekulowałem o tym, co może się wydarzyć.

Po Twoich 19 urodzinach zadzwonił telefon. Dowiedziałeś się wtedy, że możesz pomóc 8-letniemu Antosiowi. To było 23 lipca 2018 roku. Jaka była Twoja reakcja?
Warto zaznaczyć, że nie wiedziałem nic o biorcy. Kim jest, gdzie mieszka, ile ma lat, nawet nie znałem płci. Akurat w tym okresie pracowałem wakacyjnie w Niemczech. Telefon zadzwonił, kiedy byłem w drodze do pracy. Zazwyczaj nie odbieram połączeń od nieznanych numerów, bo kto może do mnie dzwonić, jeszcze z Warszawy? To pewnie telereklama albo bank. Tym razem, nie wiedzieć czemu, coś mnie tknęło i odebrałem. Osoba odpowiedzialna za komunikację z dawcami, przedstawiła się i powiedziała, że będę potrzebny.
Czułem zdziwienie i okropny strach, dosłownie ręce mi opadły, ale mimo tego podtrzymałem swoją decyzję, nawet się nie zastanawiając. Kolejny telefon otrzymałem następnego dnia; poinformowano mnie o metodzie pobrania szpiku- z talerza kości biodrowej, pod narkozą. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nie byłem wtedy na tyle dojrzały, żeby zdawać sobie sprawę, czym jest ta organizacja i co się tam dzieje. Wiedziałem natomiast, już po pierwszym telefonie, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność, która spoczywała na mnie po zarejestrowaniu się w bazie. W tamtej chwili stałem się dorosły.

Przeszczep odbył się ponad miesiąc później. Czy obawiałeś się operacji?
Chyba każdy by się obawiał. Z perspektywy czasu wydaje się to śmieszne, ale pierwsza narkoza i strzykawka budziły we mnie lęk. Dzieliłem się z mamą moimi obawami, ale ona tylko mnie uspokajała i miała rację. Strach ma wielkie oczy.

Idealne dopasowanie genetyczne występuje bardzo rzadko i jest prawie niemożliwe. Czy czujesz się dzięki temu wyjątkowo?
Czuje się bardzo wyjątkowo. Rodzice chłopca powiedzieli mi poźniej, że między naszymi materiałami genetycznymi było 99% zgodności. Jest to dla mnie niemożliwe do wyobrażenia i zrozumienia, jak można być z kimś aż tak zgodnym genetycznie. Nawet w rodzinie rzadko to się zdarza, a co dopiero w przypadku obcej osoby, która mieszka trzysta kilometrów ode mnie i w dodatku nigdy jej nie widziałem.

Dopiero, gdy minęły 2 lata od przeszczepu, zgodnie z procedurami, mogłeś poznać chłopca, który zawdzięcza Ci życie. Czy czułeś taką potrzebę?
Czekałem na to całe dwa lata. Życie toczyło się dalej, ale ciągle miałem gdzieś z tyłu głowy, że bardzo chce poznać biorcę. Po upływie tego czasu wysłałem maila z prośbą o ujawnienie danych. Okazało się, że tydzień wcześniej przyszedł mail z prośbą od rodziców Antka. Nie wiedziałem, że można o to dowiadywać się nawet dzień wcześniej, niż po upływie równych dwóch lat. Podobno już po roku prosili o jakąkolwiek informację o mnie, chcieli znać chociaż płeć lub imię, ale było to niemożliwe.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Antosia, czułeś jakąś więź między wami?
Antek po przeszczepie przestał lubić rosół tak samo jak ja, dlatego śmiejemy się, że coś w tym jest… Mówiąc całkowicie poważnie – ta więź jest nie do opisania i trudno ją wyjaśnić. Nie wiem, czy jest określenie na te uczucia, ale sama zgodność i uratowanie komuś życia.. tego nie można ująć słowami. To po prostu bezcenne i nikt, kto tego nie przeżyje, nie doświadczy takich emocji.

Podpisuję się pod słowami Marcina i dziękuję za rozmowę, życząc Mu wiele dobrego, bo zasłużył na to, jak mało kto!

Jeszcze od autora:
Dokumentujemy nasz wywiad, Marcin zajmuje skromnie drugi plan. Nie chce błyszczeć w obiektywie. To, co zrobił, jest dla Niego oczywistością, a nie źródłem sławy. Altruizm, empatia, odwaga …tacy są bohaterowie bez peleryny, a teraz jednym z nich stał się mój kolega, Marcin Michna.

Rozmowę przeprowadziła Nina Adamska, uczennica IIHP Zespołu Szkół im. Marii Skłodowskiej-Curie w Kostrzynie nad Odrą